Ustawa Cookie - Wykorzystujemy cookies w celu poprawnego wyświetlenia strony. Wiemy - można bez nich żyć - tylko po co?

Kowalczyk po trzydziestce: "Nie dało się jechać"

Biegi narciarskie świat -> Artykuły

2015-02-28

- Bałam się tego, co się wydarzy i niestety okazałam się złą wróżką – powiedziała na gorąco po biegu na 30 kilometrów Justyna Kowalczyk. Po raz kolejny na tym czempionacie biegaczka dostała niewłaściwe narty.

 

Justyna Kowalczyk zajęła 17. lokatę w kończącym żeńską część mistrzostw świata biegu na 30 kilometrów techniką klasyczną. Jedyna Polka na mecie przez cały dystans walczyła ze źle dobranymi smarami. Największy problem biegaczka miała na zjazdach, w których rozstrzygnęły się losy dzisiejszej rywalizacji. - Miałam bardzo słabo przygotowane narty. Gdy na drugiej pętli zaczęły się zjazdy, byłam bez szans. Pierwsza grupa mi wtedy uciekła, druga i trzecia też. Nie dało się na tym sprzęcie osiągnąć dzisiaj dobrego wyniku. To przykre, ale z drugiej strony biegłam swoje, robiłam, co mogłam, i nawet powalczyłam na końcu – powiedziała po finiszu brązowa medalistka ze sprintu drużynowego i przyznała, że druga para nart też była kiepska.

 

Kowalczyk zaznaczyła jednak, że nawet z super ślizgami nie byłaby w stanie dzisiaj powalczyć z Therese, bo nie jest tą samą zawodniczką, co przed dwoma laty, ale na dobrych smarach pewnie byłoby łatwiej o wyższą lokatę. Biegaczka przyznała, że czuła się dziś bardzo dobrze i co najmniej 20 kilometrów, do momentu rozerwania się grupy pościgowej, pewnie by z czołówką wytrzymała. - Trochę przeczuwaliśmy na rozgrzewce, co się dzieje, ale trener powiedział mi dzisiaj, że mam to za wszelką cenę dokończyć i walczyć jak Justyna. Więc walczyłam jak Justyna. Na szybko gdzieś tam rzuciłam kilka mocnych słów do trenera, ale ten kazał mi nie marudzić i jechać do mety.

 

Nie całych mistrzostwach sztab Aleksandra Wierietielnego miał problem z doborem odpowiedniego sprzętu. Chociaż – jak mówi Kowalczyk – początek imprezy był mroźniejszy i narty były świetne, a kłopoty zaczęły się od sztafet włącznie. Multimedalistka wielkich imprez przyznała, że uczucie, gdy ciało chce, a nie pozwala sprzęt, nie jest przyjemne, ale zamiast tracić energię na złość, 32-latka wolała skupić się na zadaniach na trasie. A tych, mimo niemożności walki o czołowe lokaty, nie brakowało. - To nie jest tak, że na biegu, w którym nie jesteś w czołówce, walczysz tylko o złoto. Stawiasz sobie w międzyczasie kolejne cele do zrealizowania, męczysz się. Ja też znalazłam sobie taki, była nią Amerykanka, którą miałam w pewnym momencie nawet na 20 sekund, ale cóż, później sobie ładnie zjechała i niewiele mogłam poradzić – zauważyła i zapewniła, że nie miała myśli, by zejść z trasy przed czasem. - Chcę biegać dalej, więc takie dni też trzeba wziąć na klatę – uważa 32-latka.

 

Kowalczyk na koniec podsumowała całe mistrzostwa, które jej zdaniem były udane i cieszy się, że do Szwecji przyjechała. - Kamień mi z serca spadł. Nie czuję się nieszczęśliwa po tym biegu, choć trochę mi smutno. Ale na trzydziestce świat się nie kończy. Dwa razy walczyłam tu o medale, jeden wywożę, a w ogóle miało mnie tu nie być. Nie mogłabym się dąsać. Za chwilę Bieg Wazów – mówi z energią mieszkanka Kasiny Wielkiej, która dała do zrozumienia, że dystans 90 kilometrów zamierza przepchać, a narty przygotować tylko na jazdę.

 

Start w Salen i – jak podkreśla najlepsza Polka – spełnienie marzeń już 8 marca. Kowalczyk zostanie w Falun, z którego na start jest niespełna dwieście kilometrów.

 

Korespondencja z Falun, Michał Chmielewski

 

Komentarze - 0

Aby od razu dodać komentarz zarejestruj/zaloguj się na naszym portalu. Ze względu na problemy z botami komentarze niezalogowanych ukazywać się będą najszybciej jak to możliwe, ale dopiero po akceptacji.

* - pola obowiązkowe



Prawa autorskie © skipol.pl