2016-03-09
Zabójczy podbieg, chwila zjazdu i znów podbieg. Zakręty, na których leżą najlepsi. Trasy MŚ 2017 są jednymi z trudniejszych w świecie.
Kiedy wszyscy już wyjechali, a Salpausselka z gospodarza Pucharu Świata zmieniła się w zwykły ośrodek narciarstwa, przyszedł czas, by przetestować go osobiście. Po trzech dniach opisywania rywalizacji najlepszych wreszcie nadarzyła się okazja, by twarzą w twarz stanąć z trasami, które za rok wyłonią nowych mistrzów świata. Dla tych, którzy od długich mickiewiczowskich opisów przyrody stronią, napiszę w skrócie: ała.
Wstyd przyznać, ale w połowie lutego – z różnych względów – po raz pierwszy w sezonie udało mi się stanąć na nartach. „Pierwszy śnieg” dokonał się przynajmniej w miejscu dla nas legendarnym. Tam, gdzie Mazurka Dąbrowskiego grano Łuszczkowi, Małyszowi, a mało brakowało, by usłyszał go i Marusarz. W Lahti.
Użyczone przez mieszkającego tam od 1990 roku Stasia Okasa deski jechały pięknie. A może tak mi się wydawało, bo pierwsze piętnaście minut sezonu i było bardziej walką o życie niż przyjemnością. Nawet na płaskim (ale trochę rozjeżdżonym po weekendzie) stadionie. Tylko że na mazgajenie nie było czasu, bo podbieg po lewej stronie skoczni wydawał się co najmniej interesujący. Szybko pożałowałem, że nie posłuchałem Janka Antolca, który dokładnie sprawdził go w niedzielnym biegu łączonym. - Chwilę po zmianie nart z klasycznych na łyżwowe jest naprawdę trudno, bo czeka nas stromy podbieg wyprowadzający ze stadionu – mówił. I miał, cholera, rację. Z płyty boiska pod samą wieżę K116 nie ma ani metra po płaskim. 35 m różnicy wzniesień na niespełna pięciuset metrach długości to wystarczający chrzest. Ale kiedy wczłapie człowiek na górę, zaczyna się prawdziwa zabawa.
Andrzej Guziński, 31. w Finlandia Hiihto 2016 na 20 km łyżwą: To są naprawdę fajne trasy, dają w kość. Dobrze, że od tej zimy zmienili kierunek startu na nowy most zbudowany specjalnie na MŚ, bo wcześniej o rywalizacji ludzie zdanie mieli różne. Ale to nie dziwne, jeśli w tłumie trzeba się wspinać na wąskim podbiegu. Leżało tam zawsze sporo połamanych kijków i innych elementów garderoby.
Jak zauważył biegacz, różnica między trasami „Hiihto” a naszego Biegu Piastów polega na tym, że w Jakuszycach co chwilę trzeba skręcać. Tymczasem w Lahti najpierw biegnie się prawie prosto w jedną, a następnie powrotną stronę. Wspominam to spostrzeżenie dlatego, że sam na tym płaskowyżu prawie się zgubiłem. Szerokie jak autostrady odcinki mieszają się z wąskimi leśnymi przecinkami. Kiedy zza drzew przestaje być widoczna wieża skoczni, poruszasz się po omacku. Na szczęście biegnący w samych szortach (naprawdę) Fin podpowiedział, że jeśli kieruję się z powrotem na stadion, to za nim. Nie powiedział skubaniec, że zmierza w stronę części klasycznej biegu łączonego, którą osobiście nazwałbym „rajem interwałów”. Góra, dół, agrafka, góra, studnia, znowu w dół. Podbieg. I tak w kółko. Tutaj naprawdę można docenić moc, jaka drzemie w najlepszych na świecie. W telewizji tego nie widać.
- Rozdzielenie pętli klasycznych od łyżwowych mi się podobało. Strome podbiegi i krótkie zjazdy dają się ostro we znaki, jest też kilka ostrych zakrętów, na których trzeba szczególnie uważać. Niektórzy mieli problem i się przewracali – opisuje Antolec. A Maciej Staręga dodaje: - Trasy na dystans są bardzo fajne, ale sprinterska jest dość długa. Nie jest wybitnie wymagająca, jednak bardzo techniczna. Szczególnie w biegach szóstkami trzeba być czujnym – uważa najlepszy z Polaków. Maciek, jeśli to ma być trasa „niewymagająca”, to boję się myśleć, jakie jeszcze sprinty mogą mieć profile...
Staręga podkreśla, że newralgiczne miejsce to zakręt przed zjazdem do stadionu, o którym mówi nawet per „słynny”. Justyna Kowalczyk w swoim felietonie pisała, że profil trasy w Lahti jest bliski ideału. Ja jednak – przyzwyczajony do płaskich Jakuszyc – cieszyłem się, że w całości dotarłem na stadion. To zdecydowanie nie najlepsze miejsce dla amatorów. Żeby czerpać tu maksimum frajdy, trzeba mieć formę. I to niezłą.
- Mieszkańcy Lahti mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym organizowali już sześć razy. Mają świetne trasy biegowe (…) do tego zaplecze gastronomiczno-hotelowe i ogromne serce do nart. Czyli wszystko, czego trzeba, by godnie ugościć najlepszych narciarzy – pisała Kowalczyk w Sport.pl. I coś w tym jest, chociaż z perspektywy zwykłobiegacza zabrakło mi dwóch rzeczy: szatni (plecak z klamotami musiałem ukryć między krzesełkami trybun) oraz wypożyczalni. Tej drugiej brakuje dlatego, że w Finlandii biegówki mają chyba nawet dzieci. I używają ich wszędzie, włącznie z taflą zamarzniętego jeziora, na które przy dużych mrozach wyjeżdża ponoć ratrak. Więcej minusów trasy Salpausselki nie mają. Tych szukałbym raczej w swojej kondycji, którą przed mistrzostwami trzeba będzie zdecydowanie poprawić.
Poniżej zdjęcia, ale te – podobnie jak telewizja – nie pokazują nawet części prawdy. Przypominamy też o filmie, który odsłania tajemnice stadionu biegowego Salpausselka:
Już nie z Lahti, Michał Chmielewski
Aby od razu dodać komentarz zarejestruj/zaloguj się na naszym portalu. Ze względu na problemy z botami komentarze niezalogowanych ukazywać się będą najszybciej jak to możliwe, ale dopiero po akceptacji.
* - pola obowiązkowe