Ustawa Cookie - Wykorzystujemy cookies w celu poprawnego wyświetlenia strony. Wiemy - można bez nich żyć - tylko po co?

Letni Bieg Jaćwingów na nartrolkach - Małe, wielkie powroty

Blogi -> Różne

2014-08-04

Zeszły weekend upłynął dla biegaczy narciarskich i sympatyków tego sportu pod znakiem zawodów nartorolkowych. Rywalizacja miała miejsce w dwóch miejscowościach. W Poroninie startowała „elita”, z Justyną Kowalczyk na czele, a także członkami męskiej i żeńskiej kadry olimpijskiej oraz kadry młodzieżowej. Wyniki za pewne większość zainteresowanych zna. Jeśli chodzi o drugą imprezę, to odbywała się w miejscu, dla biegów narciarskich, dość nietypowym, bo w przeciwnym krańcu Polski, w Gołdapi.

 

Ponieważ akurat byłam na urlopie, a wciąż czując silną więź ze światem biegów narciarskich, postanowiłam odwiedzić Mazury, gdzie to mój macierzysty klub UKS Rawa Siedlce przebywał na obozie. Na urlopie, więc, tak jak w całym moim życiu, nie miałam szansy na jakiekolwiek lenistwo… Nie przypuszczałam jednak, że oprócz brania udziału w treningach klubowych w Wilkasach, ale już na dużo mniej zaawansowanym poziomie, zdarzy mi się udział w zawodach na nartorolkach. A jednak…

Po blisko roku przerwy od jakiejkolwiek aktywności nartorolkowej przyszło mi rywalizować na dystansie 21km podczas rozgrywanego w Gołdapi letniego Biegu Jaćwingów. Nie sposób nie wspomnieć, że pomysłodawcą mojego startu był mój tata, który zawsze jako trener, czy sam startując , ma duże ambicje. Próbowałam bronić się przed tym pomysłem, bo lekko przerażała mnie myśl o 21km po tak długiej przerwie… Ale w końcu uległam i oto stałam na starcie razem z innymi. Bieg zorganizowany przez gołdapian cechowała świetna atmosfera, duże zaangażowanie sędziów i działaczy i niestety… okropny upał. Ale i on dał się pokonać.

 

Taki mały powrót po dłuższej przerwie  to ciekawa sprawa, dostarcza dużo wrażeń i momentalnie wracają wspomnienia i migawki z okresu, w którym robiło się to na co dzień. Niektóre rzeczy wydaja się już dawno zapomniane, ale w podobnych chwilach wracają ze zdwojoną siłą. Tak też było w moim wypadku, bo choć na co dzień nie mam czasu za mocno tęsknić za nartami, to jednak wtedy uświadamiałam sobie, że tęsknię bardzo. Mimo, że trenowałam tyle lat, imponuje mi pasja i zawziętość wielu młodych zawodników z mojego klubu, których znam najlepiej, ale też z innych. To samo tyczy się tych, którzy jak ja zakończyli bieganie „na poziomie”, a jednak postanowili wrócić spróbować jeszcze raz, tak jak Daniel Iwanowski, który z resztą opisywane zawody wygrał. Pasji i motywacji nie brakuje też wielu ludziom, którzy lata najlepsze dla rozkwitu kariery maja już dawno za sobą, a których na starcie w Gołdapi było wielu i to nie tylko na nartorolkach, ale i na łyżworolkach. Stojąc więc w takim gronie, mimo, że mając te 21km dopiero przed sobą nie żałowałam, że zdecydowałam się na start. Takie momenty miałam dopiero w trakcie biegu, ale małe kryzysy zawsze były częścią większości biegów na zawodach, może zapomniałam tylko, jak potrafią być ciężkie… Ale biegłam.  Dość krótko zajęło mi przyzwyczajenie się do szybkich rolek – zawsze je lubiłam, dawały ułamek poczucia wolności, zwłaszcza już przy tych większych prędkościach. Cieszyłam się tym biegiem, zwłaszcza, że początkowo biegłam z moim tatą, potem doszła mnie Emilka Romanowicz, która zdecydowanie była w tym dniu dla mnie największą konkurencją. Prawdę mówiąc nie sądziłam, że zdołam ja zobaczyć na trasie, za wyjątkiem startu. Ale zobaczyłam i widziałam dość skutecznie cały czas od 7  do 21km. Postanowiłam, że skoro się utrzymuję za nią, to postaram się wytrzymać jak najdłużej. I choć wiedziałam, że moje możliwości nie są w momencie największe, to razem dobiegałyśmy do mety. Jakieś 200 metrów przed nią, dalej będąc w lekkim szoku, stwierdziłam, że sprawdzę, jak się mają moje możliwości sprinterskie, które swojego czasu były całkiem duże, pod warunkiem dobrej rozgrzewki. Jak się okazało po 21km były optymalne i udało mi się wygrać z Emilką, choć nie wspomnę ile mnie to kosztowało… W każdym razie wrażenia po takim „małym powrocie”  - bezcenne.

 

Tym bardziej żałuję, ze wielu zawodników w Polsce kończy kariery nie z braku chęci, ale z braku możliwości. Niestety nie da się pracować i trenować na zadowalającym poziomie, a na biegach, co też nie jest tajemnicą, bardzo ciężko zarobić. I dlatego mamy tak mało biegających seniorów. A co za tym idzie tak mało biegających na prawdę  dobrze. Szkoda, bo znam wielu ludzi, którzy chętnie kontynuowaliby kariery, gdyby tylko mogli. Znam też takich, którzy dalej trenują, ale coraz bardziej brakuje im chęci i motywacji. W związku z tym trenowanie w pewnym momencie zawsze schodzi na drugi plan. Zawsze wtedy zastanawiam się, czy gdyby w Polsce istniały podobne rozwiązania, jak u naszych zachodnich sąsiadów, czy Włochów, w związku z łączeniem etatów w np. wojsku i profesjonalnej kariery sportowej, mielibyśmy więcej dobrze biegających ludzi. Zwłaszcza tych w wieku policealnym… Bo właśnie w tym okresie nagle robi się w strukturze naszych zawodników potężna dziura…

 

Anna Staręga

foto:UKS Rawa Siedlce

Komentarze - 0

Aby od razu dodać komentarz zarejestruj/zaloguj się na naszym portalu. Ze względu na problemy z botami komentarze niezalogowanych ukazywać się będą najszybciej jak to możliwe, ale dopiero po akceptacji.

* - pola obowiązkowe



Prawa autorskie © skipol.pl