2019-10-05
Trzeba napisać, że Finlandia to jest bardzo ładny kraj. Mają tam odpowiednie podejście do natury, którą pielęgnują i o którą dbają. Bo mają o co – chyba wszyscy słyszeli kiedyś, jak wiele jest tam jezior. W Finlandii jest śnieg, spokój, tradycje narciarskie i nawet polski wątek historyczny, jeżeli przypomnieć historyczne medale mistrzostw świata, które w Lahti najpierw wywalczył skoczek narciarski Stanisław Marusarz, później biegacz Józef Łuszczek, aż wreszcie znowu skoczkowie – Adam Małysz i Piotr Żyła razem ze złotą drużyną, co było zupełnie niedawno. Generalnie lubię Skandynawię.
Spędziłem kilka lat w Szwecji, lubię wracać w tamte rejony i czuję się tam swobodnie z uwagi na łatwość porozumiewania się. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale po szwedzku kiedyś umiałem mówić naprawdę nieźle, do tego między wszystkimi językami skandynawskimi łatwo zauważałem podobieństwa. Teraz już nie, ale przynajmniej czasami rozumiem, co się do mnie mówi. To ubogie języki, mocno wspierane mową ciała. Kiedy krąży w powietrzu kilkanaście słów i złapię kontekst, mogę wziąć czasami względnie czynny udział w dyskusji. Dla odmiany w niemieckojęzycznych krajach się gubię. Chociaż miałem lekcje niemieckiego przez pięć lat; wystarczy gdy ktoś zacznie mówić szybciej i robi mi lingwistyczny szach-mat.
Kłopot Lahti polega jednak na tym, że poza tradycjami, jeziorem i jako taką naturą nie ma zupełnie nic. Jest topornie. To zwykłe szarawe miasto, bez wielkich atrakcji, życia na ulicach i oferty kulturalnej. Są oczywiście wycieczki dla turystów, ale ci najlepiej czuliby się tam, jeżeli latem przywieźliby rowery lub wędki, a zimą narty. Mogliby też żaglówki, ale transport tego (i chyba sam zakup) to pewnie sprawa wymagająca większego zachodu. Na Mazurach też można pożeglować, a jest bliżej.
Moje wyjazdy na Finlandia Hiihto, a byłem tam trzy razy, przy czym dwukrotnie biegłem dwa dystanse, żeby nadrobić sobie paszporty Worldloppet, oceniam jako zwykłe. Do odfajkowania, jakkolwiek mało romantycznie to brzmi. Uważam jednak, że takie wyprawy też są potrzebne, może dlatego, by docenić urok tych, które niosą w sobie coś nowego i ekscytującego. Wyścigi były dobrze przygotowane, wszystko przebiegało miło i sprawnie, lecz nie zapamiętałem z nich nic, co mógłbym opowiedzieć wnukom przy Wigilii. Spotykają się kolorowi ludzie – jak wszędzie, przypinają – jak wszędzie – narty i ruszają – jak rzadko, i to może jest ciekawa sprawa do opowiedzenia – pod ostrą górkę, gdzie na trasie robiło się do niedawna „wąskie gardło”. Start maratonu hiihto ustalono na stadionie lekkoatletycznym, z którego dawniej kazano nam wybiegać w lewą stronę od słynnych skoczni. Tam jest prawie ściana, z którą nawet sprinterzy w trakcie rozgrywanych tam zawodów Pucharu Świata mają nie lada wyzwanie. Ja pamiętam, że na podbiegu leżało mnóstwo kijów, połamanego sprzętu, co wyglądało jak złomowisko albo cmentarzysko dyscypliny. Organizatorzy szczęśliwie poszli w końcu po rozum do głowy. Gdy odwiedziłem Lahti po raz drugi, na stadionie i w okolicach sporo się zmieniło. Na potrzeby ostatnich mistrzostw świata wybudowano szeroki mostek, za którym trasa jeszcze przez długi czas była przyjazna i szeroka. Ta zmiana wyszła biegowi na dobre, bo ostatnie wrażenie, jakie zostało mi w głowie po tej wizycie, to bieg bez wielkich wzniesień, chociaż pełen krótkich podbiegów i zjazdów. Łącznie przewyższenia stanowiły ok. 650 metrów (maraton) i ok. 320 m w przypadku krótszej pętli. Ale generalnie to takie wyścigi, gdzie raz dostajesz się na konkretną wysokość, a później mkniesz leśnymi ścieżkami od wioski do wioski i generalnie nieźle się przy tym bawisz. W połowie trasy jest zawrotka. Meta na tym samym stadionie co start. Kiedy tam bywałem, łącznie w biegach długich i krótkich startowało ponad 4000 uczestników. W tym takie sławy jak medalistka olimpijska Riitta-Liisa Roponen.
Miłym akcentem praktycznie wszystkich moich wyjazdów na Finlandia Hiihto były nieplanowane spotkania znajomych biegaczy, czy też nawiązywanie nowych biegówkowych znajomości. To właśnie w Helsinkach miałem okazję spędzać czas na rozmowach z biegaczami z Japonii czy Kanady, jak również z kolegami ze Skipol.pl Team ( na zdjęciu poniżej z Krzysztofem Zakrzewskim i Andreyem Pradunem - skipol.pl TEAM), co zawsze stanowi dla mnie sympatyczną wartość dodaną.
Trzeba Finom oddać, że ośrodek Salpausselkä to idealne miejsce na organizację biegów długodystansowych, jak również jakichkolwiek innych zawodów sportowych. To nie tylko trasy i skocznie, ale też kompleks hal sportowych, basenów, miejsc na regenerację i tym podobnych. Są nawet sauny – osobne dla mężczyzn i dla kobiet. Do każdej z nich wchodzi ze trzydzieści osób, a po biegu towarzystwo łapie za piwo, ładuje się do środka i zaczyna dyskusje na temat rywalizacji. W saunie nadal trwa bieg. Dyskusja jest ożywiona, każdy unosi głos, a my przecież jesteśmy przyzwyczajeni, że wewnątrz trzeba milczeć i udawać skupionego. Nikt nikogo nie pospiesza ani nie mówi: – Panowie, moglibyście już iść do domu. Ja w saunie nie wymieniłem się z nikim numerem telefonu, bo to chyba byłoby dziwne, lecz słowo „integracja” powinno pasować do tego, czego tam doświadczyłem. Tylko proszę – bez podtekstów. W tym samym miejscu biegacze mają do dyspozycji parking oraz w najbliższym otoczeniu szatnie i depozyty, plus wszystko, o czym trzeba myśleć przy okazji każdych zawodów, na jakie się jedzie. Lahti to miejsce bardzo wygodne. Za cenę wyglądu i atmosfery, ale wygodne.
Atutem wizyt w Lahti jest bliskość lotniska w Helsinkach, na które raz dotarłem z Warszawy, a dwa razy z Gdańska. Jedyny problem jaki mnie spotkał w Helsinkach, to bardzo skrupulatne kontrole na lotnisku, wynikiem czego była konfiskata smarów narciarskich, których nie warto przewozić w bagażu podręcznym wybierając się do Helsinek. Ze stolicy kraju do miejsca docelowego jest kilkadziesiąt kilometrów, a pokonanie tej drogi busem zajmuje godzinę. Połączenia na rozkładzie są właściwie co chwilę. Z Gdańska można się też wybrać przez Turku – ośrodek studencki w zachodniej części państwa, a przy okazji bazę jednej z tanich linii lotniczych. Za kilka euro jeździ stamtąd do Lahti OnniBus – odpowiednik czerwonych autokarów, które kilka lat temu zmasakrowały na polskim rynku tradycyjną instytucję PKS. Efektem dobrego położenia jest bardzo duża liczba startujących w hiihto Rosjan. Granica Finlandii z ich państwem znajduje się nieopodal, ale momentami ich język wręcz przebijał dyskusje gospodarzy! Nie mam oczywiście nic przeciwko temu, ale dochodzi do sytuacji, że w państwie, gdzie edukacja uznawana jest przez inne kraje za wzór, prędzej niż po angielsku dogadywałem się po rosyjsku. Sądzę, że z wyboru. W hotelu zaczynam rozmowę po angielsku, gadamy… gadamy, aż nie wiadomo kiedy przechodzimy na język rosyjski. Czasami poprzedza to krótka wymiana zdań:
– Guziński, I%27m Polish.
– Wy Poljak? Konieczno, wy panimajecie pa russki!
I dalej już mówi po nowemu. Jestem starszy, pamiętam w szkołach lekcje tego języka, ale dla młodszego pokolenia może to być, i pewnie bywa, kłopotliwe.
Wszystkie rozdziały dotychczas opublikowane na skipol znajdziecie TUTAJ.
-/-
Wy też możecie otrzymać „Dwadzieścia kroków po śniegu”. Książkę można otrzymać w podziękowaniu za wsparcie akcji Radia Gdańsk www.pomorzebiegaipomaga.pl
Po wpłacie min. 24,90pl na konto fundacji otrzymuje się maila zwrotnego z informacją:
Dziękujemy. Jeśli wpłaciłeś min. 24,90 organizator akcji - Radio Gdańsk – chciałby wysłać w podziękowaniu książkę A.Guzińskiego “20 kroków po śniegu”.
Przy wpłacie min. 59 zł wysyłamy koszulkę biegową.
Aby od razu dodać komentarz zarejestruj/zaloguj się na naszym portalu. Ze względu na problemy z botami komentarze niezalogowanych ukazywać się będą najszybciej jak to możliwe, ale dopiero po akceptacji.
* - pola obowiązkowe